piątek, 20 maja 2016

6. "I'll find my way back to you..."

Cause even underneath the waves 
I'll be holding on to you 
And even if you slip away 
I'll be there to fall into the dark 
To chase your heart 
No distance could ever tear us apart 
There's nothing that I wouldn't do 
I'll find my way back to you...

MUZYKA

- Aurora! Obudź się, do jasnej cholery! - Ulga jakiej doznał, kiedy poczuł, że jej puls bije miarowo była nie do opisania. Nachylił się nad jej twarzą, by sprawdzić oddech, po czym kamień spadł mu z serca, kiedy poczuł delikatne łaskotanie na policzku. Desperacko przeszukiwał jej ciało w poszukiwaniu czegokolwiek, jednak oprócz gojących się blizn nie znalazł innych ran.
   Usiadł na podłodze tuląc do siebie dziewczynę. Gorączkowo próbował ją obudzić. Błagał, by otworzyła oczy.
- Rudzielcu, proszę otwórz oczy... - Kołysał się z nią delikatnie czując, jak z jego oczu płyną łzy. Jej bezwładne ciało nie drgnęło ani razu. Zrezygnowany sięgnął do kieszeni wyciągając komórkę. Drżącą dłonią wybierał numer alarmowy, kiedy usłyszał ciche mamrotanie.
- Aurora! - Odgarnął włosy z jej twarzy. Mrugała oczami próbując skupić wzrok. - Coś ty zrobiła, na litość Boską! - Jego głos się łamał, kiedy patrzył na jej przekrwione oczy. Grymas wykrzywił jej twarz, kiedy zmarszczyła czoło.
- O co ci chodzi...? - Wyszeptała cicho. Jej zagubiony wzrok wędrował po pomieszczeniu, jakby zastanawiała się gdzie jest.
- O co mi chodzi?!  - Krzyknął, podnosząc kilka pigułek leżących na łóżku. Pokazał je dziewczynie, praktycznie podsuwając jej pod nos. W jego żyłach buzowała adrenalina, nie pozwalając mu na nic innego, poza zdenerwowanym krzykiem. - Ile ty tego wzięłaś?! - Aurora patrzyła na jego otwartą dłoń bez słowa. Wyglądała, jakby wybudziła się z niezwykle długiego koszmaru. - Pytam się... - Kenneth zamknął oczy, próbując się uspokoić. - Ile tego wzięłaś?
- Nie wiem... - Wygrzebała się z jego objęć. Oparła się barkiem o łóżko bokiem do niego. Kenneth natychmiast pożałował wydarcia się na nią, kiedy skuliła się, opierając brodę na kolanie. Lekko ugięta lewa noga leżała bezwładnie na podłodze, ukryta w stabilizatorze nie pozwalającym jeszcze na ruchliwość kolana. - Chciałam tylko, by przestało boleć...
- Mogłaś się zabić... - Serce Kennetha za nic nie chciało powrócić do normalnego rytmu. Było mu nieznośnie gorąco i duszno. Czy tak się czują osoby przeżywające atak serca?
- Ale się nie zabiłam. Chciałam się upić, naćpać... odlecieć... cokolwiek! - Aurora wybuchła krzykiem. Patrzyła na Kennetha z szaleństwem w spojrzeniu. Z jej oczu, teraz intensywnie zielonych wypłynęło kilka łez, które na nowo przykleiły pojedyncze kosmyki włosów do jej bladych jak ściana policzków.
- Aurora... - Chłopak przysunął się do niej, jednak ta zignorowała go, kontynuując.
- Wierzysz w Boga i Jego niebo? Albo piekło? Ja nigdy nie wierzyłam. Może dlatego, że na mnie to pierwsze nie czeka. - Przygryzła wargi, walcząc z łzami. - Chyba wiem, czym jest piekło. Piekło na ziemi... jest teraz, tutaj... - Uderzyła pięścią w podłogę. - Kto powiedział, że można tam trafić dopiero po śmierci? - Spojrzała Kennethowi w oczy. - Ludzie sobie wyobrażają straszne miejsce, z gorącymi kotłami i upadłymi aniołami... Dla mnie piekło, to ten pokój, dom, cmentarz, szpital i reszta miejsc w których byłam po wypadku. Piekło jest tu... - Wskazała dłonią na głowę. - I tu... - Następnie położyła ją na sercu. - Jeśli po śmierci może czekać na mnie coś jeszcze gorszego, to nawet nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić. - Schyliła głowę, pozwalając, by włosy zakryły jej twarz. - Masz swoją odpowiedź, Kenny... Nie, nie próbowałam i nie będę próbować się zabić.
    Cisza wypełniła powietrze między nimi. Kenneth próbował przetrawić jej słowa, jednak nie mógł wydobyć z siebie żadnych pocieszających słów. Uświadomił sobie z bólem serca, że takich nie ma. Nie ulży w cierpieniu dziewczynie, choć naprawdę chciał.
     Pozwolił więc, by cisza otuliła ich, oczyszczając nagromadzenie negatywnych emocji z powietrza. Oparł się o łóżko, tuż obok niej i delikatnie uścisnął jej dłoń. Chciał jej po prostu dać znak, że nie jest sama.
   Na początku nie zareagowała w ogóle, jednak po kilku sekundach splotła ich palce i oparła swoją głowę na jego ramieniu.
   Kiedy oparł brodę o czubek jej głowy, przytulając ją do siebie wolnym ramieniem, wiedział że przestała już płakać.

Aurora

   Czy to możliwe, że anioły naprawdę istnieją? Nie mogłam oprzeć się temu wrażeniu, siedząc obok Kennetha. Jedynej żywej istoty na ziemi, która potrafiła dać mi ciepło i światło. Wiedziałam, że tak bardzo tego potrzebuję, jednak szukając ukojenia błądziłam niczym zdesperowany ślepiec. Sięgając po alkohol miałam nadzieję, że oddali od serca setki małych szpileczek, które kuły już i tak sponiewierany narząd. Odrętwienie jednak nie było wystarczające, więc sięgnęłam po ukryte w szufladzie tabletki. Wracając do łóżka potknęłam się, rozwalając je po całym pokoju. Nawet nie byłam świadoma tego, że aż tak dużo się ich uzbierało przez te kilka tygodni.
    Po połknięciu kilku z nich, ból fizyczny cudownie odpłynął. Jednak nie mogłam skupić myśli, które galopowały od Kennetha do Carine i z powrotem. Wkrótce poczułam się senna, a później...
   Czarna dziura w pamięci, więc musiałam odpłynąć. Następna rzecz, którą pamiętam to krzyczący Kenneth. Obudziłam się w jego mocnym uścisku. Kiedy spojrzałam na chłopaka, w jego oczach lśniły łzy. Poraziło mnie otaczające go światło. Zasypiając w ciemności, ocknęłam się w jasnym pomieszczeniu - nie tylko przez sztuczny blask lampy sufitowej. Kenneth był dla mnie promykiem w otaczającej ciemności.
    Zrobię wszystko, by go nie zgasić.
- Tak mi przykro Kenny... - Mój głos przerwał ciszę.
- Nie rozumiem... - Usłyszałam jego głos przy moim uchu.
- Z powodu Carine, przeszłości, mojej rodziny, tego jak zepsułam naszą przyjaźń...
Nawaliłam po całości, a ty nadal tu jesteś...
- Rudzielcu... przestań. Nie jesteś winna całemu złu świata. - Czułam, jak nacisk jego dłoni na mojej się zwiększa. - Dziękuję za prawdę o Carine, ale... przeszłości nie zmienimy. - Czułam jak wzrusza ramionami. - Moja nienawiść do twojej rodziny wzniosła się na nowy poziom, ale między nami nic się nie zmieni, obiecuję. - Podniósł moją brodę bym spojrzała mu w oczy i uwierzyła w szczerość tych słów.
    Uśmiechnął się delikatnie, po czym odgarnął z moich policzków kosmyki włosów. Musiałam wyglądać jak gówno, podobnie się czułam z resztą.
- A jeśli mówisz o tamtej nocy... naszej nocy... - Zarumienił się naprawdę uroczo i zmieszany odwrócił wzrok. - Mogłem to inaczej rozegrać... ale byłem młody i głupi... - Zmarszczył nos, krzywiąc się.
- Oj, przestań... to ja uciekłam jak przestraszona sarenka. - Nie mogłam pozwolić, by Kenny obwiniał się za cokolwiek. To po prostu byłoby złe.
- To ja mogłem cię powstrzymać. - Dostrzegłam przebłysk czegoś dziwnego w jego spojrzeniu.
- Nie bądź śmieszny...
- Nie spałem, Rudzielcu. - Zamroził mnie w miejscu swoim spojrzeniem. Przełknęłam ślinę, czekając na ciąg dalszy jego słów. - Obudziłem się pierwszy, widziałem jak śpisz spokojnie, więc po prostu patrzyłem i myślałem. Bałem się... - Spojrzał na nasze wciąż złączone dłonie smutnym wzrokiem. - Kompletnie nie wiedziałem co robić, więc kiedy się obudziłaś, udałem że nadal śpię... - Poczułam znajome ukłucie w sercu. Znów żal bił się o uwagę. - Słyszałem twoje słowa, ale pozwoliłem ci odejść.
    Nie byłam w stanie wydusić z siebie nic przez dobre kilka chwil, podczas których Kenneth nie spojrzał na mnie ani razu. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe, praktycznie całe ciało drgało w narzucony przez nie rytm. Myśli galopowały przez mój umysł, analizując po raz tysięczny pamiętny pierwszy raz. Jednak tym razem pod całkiem nowym kątem.
    Czy gdyby którekolwiek z nas dokonało innej decyzji... jak potoczyłyby się te cztery lata? Może wcale nie siedzielibyśmy na zimnej podłodze, otoczeni białymi pastylkami, zagubieni wśród własnych smutków i nieszczęść?
     Stop! Nie mogłam pozwolić na taki tok myślenia! Nie zniosę więcej dręczenia się wyobrażeniami o lepszej drodze życiowej, kiedy znalazłam się w takim bagnie.
- Kenny... jak mówiłeś, przeszłości nie zmienimy. Jeśli naprawdę słyszałeś, co wtedy powiedziałam, to wiesz, że nie żałuję. - Czułam, jak na moje policzki wypływa ciepło. Wreszcie jego szaroniebieskie oczy spotkały się z moimi. - Nigdy nie będę żałować. - Kąciki moich ust uniosły się w delikatnym uśmiechu. Pomimo faktu, że w moim wnętrzu na stałe zagościła żałoba, jakimś cudem w obecności Kennetha potrafiłam przebić się przez żelazne więzy tego okropnego uczucia.
- Ja będę żałować tylko tego, że cię nie zatrzymałem. - Dodał ze stanowczym wyrazem twarzy. Westchnęłam, opierając głowę o miękki materac łóżka. Zapomniałam, jak Gangnes potrafi być uparty.
- Skąd masz pewność, że udałoby ci się mnie zatrzymać? - Zapytałam z nutą uszczypliwości w głosie. - Przecież wtedy byłam... młoda i głupia. - Zacytowałam chłopaka w innym kontekście, próbując imitować jego ton głosu. - A w moim przypadku, wiesz jak to wyglądało... - Dodałam, mając przed oczami wszystkie głupoty, które miałam już wtedy na koncie.
- Po prostu wiem. - Wzruszył ramionami uśmiechając się zawadiacko.
     Westchnęłam rozglądając się po pomieszczeniu. Moje kule gdzieś zniknęły. Dane o tym gdzie je położyłam zniknęły z mojej pamięci.
- Pomożesz kalece wstać? Nie wiem gdzie są kule, a muszę się wykąpać... pewnie fiołkami nie pachnę. - Na szczęście Kenneth ani razu nie uczynił żadnej uwagi na temat stanu zewnętrznego mojej osoby. Nawet nie skończyłam mówić, kiedy podniósł się zbierając mnie ze sobą. - Hej! - Krzyknęłam w ostatniej chwili łapiąc się jego szyi.
- Pozwól, że póki tu jestem, przypilnujemy, żebyś więcej kości nie połamała. - Rzucił idąc w kierunku mojej łazienki. Usadził mnie na brzegu dużej wanny. niezwykle zadowolony z siebie.
- Nie jestem dzieckiem... - Bawiłam się rękawem swetra, patrząc na białe kafelki podłogi.
- Oj nie marudź, Rudzielcu... - Rzucił odsuwając się na jakiś metr.
   Chwila ciszy wypełniła niewielką przestrzeń łazienki. Czułam, że za moment Kenny wypowie magiczne "To ja się będę zbierał". Ale... nie chciałam żeby odchodził... jeszcze nie teraz. Nim zdołałam się powstrzymać, otwarłam usta, z których wydobył się zlepek przypadkowo zestawionych ze sobą słów.
- Nie wiem... jakchcesztomożenapiłbyśsięherbatyczyczegoś... możemaszochotę? - Przełknęłam głośno ślinę wręcz nie dowierzając, że wypowiedziałam coś takiego na głos.
- Czy możesz powtórzyć? - Zaryzykowałam spojrzenie na chłopaka. Drapał się po głowie z miną typu "What The Fuck". Natychmiast spaliłam buraka, biczując się w myślach.
- Masz ochotę na herbatę czy coś? - Udana próba współpracy mózgu z narządami mowy, sukces.
- Napiłbym się zdecydowanie czegoś mocniejszego... - Westchnął uśmiechając się krzywo. - Ale herbata musi wystarczyć...

  Wychodząc z łazienki, miałam nadzieję, że nie siedziałam tam zbyt długo. Powoli nabierałam wprawy technicznej, do wykonywania z pozoru prozaicznej czynności, jaką jest kąpiel, czy prysznic. Jednak po wypadku nic nie było proste. Chcąc nie chcąc musiałam zaakceptować swoje ograniczenia. Kuśtykając dotarłam do drzwi łazienki i otworzyłam je, opierając się całym ciężarem ciała o ścianę.
-  Jestem, przepraszam, że tak długo... - Pierwsze na co zwróciłam uwagę, to dwie pełne filiżanki herbaty stojące na stoliku obok drzwi. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się dlaczego Kenny nie wypił swojej. Odpowiedź przyszła, kiedy spojrzałam na jego sylwetkę stojącą tyłem do mnie. Przeglądał półki ze zdjęciami, skupiając uwagę na jednym z nich. - Wszystko w porządku? - Zapytałam niepewnie, jednak nie dostałam żadnej odpowiedzi. Natychmiast opuścił mnie cały pozytywny humor, który jak nagle się pojawił, jeszcze szybciej znikł. Wypatrzyłam jedną kulę leżącą obok łóżka, więc jakoś dotarłam tam ciągnąc za sobą lewą nogę. Podniosłam ją szybko, i podreptałam do Kennetha.
    Trzymał w ręce moje zdjęcie z pamiętnego wypadu z Luną do Australii. Przebywałyśmy przez kilka dni w małej miejscowości nad Oceanem. W miejscu, gdzie rozbiłyśmy namiot, naszymi sąsiadami była wielodzietna, niezwykle miła rodzina. Właśnie na tym zdjęciu osiem osób, w tym ja i Luna uśmiechamy się do aparatu. Otaczają nas najmłodsi członkowie rodziny, a sama trzymam na rękach kilkumiesięcznego Alana. Na samo wspomnienie tego słodkiego brzdąca, czuję ukłucie tęsknoty.
     Jednak Kenneth patrzył na zdjęcie z ogromnym bólem w oczach. Jego dłonie ściskały błękitną ramkę, a palce wręcz bielały na kłykciach. Położyłam dłoń na jego przedramieniu, próbując uspokoić go choć trochę.
- Powiesz mi, co się stało? - Zapytałam niepewnie.
- Wiem co popchnęło Carine do samobójstwa. - Powiedział łamiącym się głosem. Wciąż nie odwrócił  wzroku od zdjęcia. - Rozmawiałem z nią przez telefon dzień wcześniej. Natalie dowiedziała się, że nigdy nie urodzi dziecka... - Jego ręce drżały, kiedy odkładał ramkę na miejsce. - Powiedziałem o tym Carine... myślałem, że podpowie mi, jak ją wesprzeć... już wtedy nasz związek się sypał... - Łzy napłynęły mi do oczu, kiedy uświadomiłam sobie co Kenneth miał na myśli.
- Tak mi przykro, Kenny...
- Ona usunęła swoje, po czym dowiedziała się, że ja z Natalie nie możemy mieć swoich własnych... Boże co ona musiała przeżywać... - Dostrzegłam pojedynczą łzę na jego policzku. Nie myśląc wiele, przytuliłam go do siebie, dając ukojenie, które wcześniej sam mi zaoferował. Czułam, jak wtula głowę w zagłębienie mojej szyi schylając się mocno. Nie była to wygodna pozycja, ale byłam gotowa trwać tak w nieskończoność, jeśli tylko mogłabym mu jakoś tym samym pomóc. Sama nie mogłam powstrzymać łez myśląc o jego siostrze.
     Odsunął się ode mnie po naprawdę długiej chwili, z zimnym wyrazem twarzy. Wytarłam szybko łzy rękawem szlafroka.
- Powinienem już iść... późno się zrobiło. - Wyjął z kiszeni spodni telefon. Wyświetlacz wskazywał na kilka minut przed północą.
    A ja wciąż nie byłam gotowa go wypuścić...
Moje ruchy wyprzedziły rozbiegane myśli. Sięgnęłam do jego dłoni i zmusiłam do kontaktu wzrokowego.
- Zostań... proszę.

~~~~

No i jest następny! Jest tu jeszcze ktoś? o.O
Mam nadzieję, że Ci, którzy zabrnęli ze mną aż tutaj, dadzą jakiś znak, że się uchowali... Bardzo mi na tym zależy :)
Co do rozdziału... taki rollercoaster :D Chyba trochę was wystraszyłam końcówką poprzedniego rozdziału, ale nie chcę robić Aurory jeszcze większej ofiary niż jest. A w końcu kiedyś musi się u Niej słoneczko pokazać :)
Aaa no i założyłam nowego bloga ( tak wiem, a po co,  a na co xD ) Ale moją największą miłością zawsze pozostanie siatkówka, więc może kiedyś wpadniecie na takie małe opowiadanko o Andersonie... :D Mój odwieczny crush <3 Ale na razie piszę prolog, więc nie będę się rozpędzać... :P Ale opowiadanie o Michim powoli traci zainteresowanie, więc pod wpływem impulsu zaczęłam pisać coś nowego.
Ok, jak zawsze przynudzam, więc już kończę i zapraszam do lektury :)

P.S Kiedy pytają, czy nie chcesz czasem skoczyć na piwo... :D



11 komentarzy:

  1. Oczywiście, że jestem :)
    Kochana, nie poddawaj się ani nie zniechęcaj, bo twoje opowiadania są naprawdę dobre. I chcę wiecej!(i śmiem twierdzić, że nie tylko ja)
    Dużo weny ;* czekam na ciąg dalszy, chcę wiedzieć, czy między tą dwójką znów coś zaiskrzyło ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że jestem :)
    Kochana, nie poddawaj się ani nie zniechęcaj, bo twoje opowiadania są naprawdę dobre. I chcę wiecej!(i śmiem twierdzić, że nie tylko ja)
    Dużo weny ;* czekam na ciąg dalszy, chcę wiedzieć, czy między tą dwójką znów coś zaiskrzyło ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też jestem :)
    Rozdział bardzo fajny z Kennym i Aurorą . Ale fajnie jak by byli razem :) Czekam na następny
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam! ;**
    Skarbie, przecież to opowiadanie jest genialne! Nie miej głupiutkich myśli, bo to naprawdę zbędne! :) Michi nigdy nie straci zainteresowania! <3
    Z rozdziału na rozdział coraz bardziej przekonuję się, że Michi oraz Aurora są dla siebie stworzeni. Normalnie jak w korcu maku! <3
    Czekam zatem na następny! Może tam nastąpi jakiś progres w tej sprawie, hę? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem :)
    Kochana, cieszy mnie fakt, że nie poddałaś Aurory jeszcze większym wypadkom.
    Kenneth to taki bohater. Naprawdę!
    Te ich wspólne wspomnienia sprzed kilku lat świetne! Już myślałam, że powiedzą wiele więcej, ale taka ilością faktów muszę się chyba zadowolić :)
    Ciekawi mnie ta końcówka.
    Czy Kenneth spełni jej prośbę? Ogólnie to jestem w szoku, że dziewczyna zdobyła się na takie coś, ale cóż. Widać potrafisz mnie nieźle zaskakiwać!
    Czekam na kolejny!
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  6. boże, dziewczyno! doprowadzasz moją głowę do... dosłownego rozsypania, haha
    naprawdę, nie wiem, co powiedzieć... to jest cudowne! to, jak piszesz...:')
    losy Aurory i Kennetha nie były łatwe, przeszłość nadal nad nimi wisi... i wisieć będzie, eh... boję się jednakze, ze skończy to się źle... czego naprawdę nie chcę! :<
    czekam na kolejne arcydzieło, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem!
    Kochana, rozdział jest genialny, jak całe opowiadanie, więc nawet nie próbuj mi się tutaj zniechęcać. Więcej wiary w swoje możliwości, bo przecież je masz :)
    Jejciu, losy Aurory i Kennetha są chyba jeszcze trudniejsze i bardziej skomplikowane niż na początku. Mam jednak nadzieję, że to wszystko zbiegiem czasu się pomiędzy nimi ułoży i będzie to szczęśliwe zakończenie :)
    Bardzo podobają mi się, tak na marginesie, te wspomnienia sprzed paru lat. Fajnie to opisałaś.
    Weny!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja! Ja się uchowałam, ale wcale nie czuję się jak niedobitek, bo przecież widzę po komentarzach, że są osoby, które cały czas nie tracą zainteresowania Twoim opowiadaniem.
    Trochę w tym rozdziale było takiego "co by było gdyby...", ale prawdą jest, że przeszłości nie da się zmienić. Szczerze, może to i lepiej? Gdybyśmy tak nieskończenie wiele razy mogli naprawiać swoje błędy, wychodziłyby z tego jeszcze większe głupoty.
    Jak ja się zgadzam z Aurorą, że piekło jest tu, na ziemi!
    Dobrze, że Auriora zdecydowała się na ten zwykły gest w kierunku Kenetha, który miał odzwierciedlenie w zaproszeniu na herbatę. Oj, ich relacje nie były łatwe...
    Nowe opowiadanie? Hm... Siatkarze to nie moja bajka, ale to nie dlatego nie mogę obiecać, że zostanę czytelniczką. Czy tylko ja wiecznie nie mam czasu? I to zazwyczaj wtedy, gdy mam go zbyt wiele ;-)
    Poznałam trochę Twój styl pisania i chętnie czytałabym też opowiadanie o Michim i... może kiedyś uda mi się tam otrzeć i nadrobić zaległości.
    Tutaj zaś czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja się uchowałam :D
    W ogóle dlaczego pojawiam się tu tak późno? Nie mam pojęcia...
    Nieźle wystraszyłaś mnie końcówką w poprzednim rozdziale, ale na całe szczęście nic poważniejszego się nie stało. Uff... jakbyś coś zrobiła Aurorze to pogadałybyśmy inaczej!
    Najważniejsze z tego rozdziału to: "przeszłości nie zmienimy" i tu się zgadzam z Kennym.
    Czekam na kolejny, buźka ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też jestem i będę!
    Moze tutaj przebywam z opóźnieniem, ale nie miałam kompletnie czasu, aby przeczytać. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz! ❤
    Kolejny genialny rozdział!
    Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo się cieszę, że Aurorze nic nie jest. Znaczy, że nie zrobiła jednak nic tak bardzo głupiego.
    Kenneth to rzeczywiście jej taki anioł stróż. Zawsze jej pomaga bądź przynajmniej się stara.
    Powiem tak. Rozdział niby taki smutny, ale ja czytałam go z wielkim uśmiechem na ustach. (Tak wiem, dziwna jestem.)
    Nie wiem dlaczego. Tak po prostu. Cieszę się, że Aurora powoli wraca do życia dzięki Kennethowi.
    I jestem niezmiernie ciekawa co wydarzy się dalej.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę oraz przepraszam za kiepski komentarz. Obiecuję poprawę przy kolejnym.
    Ściskam. ;**

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam za opóźnienie. Ale już jestem. I będę. Till the end of the line xD
    Rozdział.. nie wiem, co powiedzieć. Idealny.
    Tyle emocji, że aż zapomniałam jak się oddycha. Niemal czułam ich ból.
    Mistrzostwo, chylę czoła :)
    I nie! Niech on nie odchodzi. Nie teraz. Nigdy.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń