niedziela, 8 maja 2016

5. Lithium

Lithium, I wanna stay in love with my sorrow.
But oh, God! I wanna let it go..

  Dwa lata wcześniej

   Nadszedł dzień, w którym wreszcie ukończyła osiemnaście lat.
   Odpędziła resztki snu pocierając twarz. Za oknem powitały ją pierwsze promienie słońca. Uśmiechnęła się, wstając z łóżka. Po prostu wiedziała, że to będzie dobry dzień.
   Była sobota, więc szkołą nie musiała się przejmować. Planowała mały wypad ze znajomymi do klubu. Oczywiście oficjalnie szła do kina z przyjaciółkami, a później miały nocować u jednej z nich. Nie chciała wdawać się w kłótnię z rodzicami. Wiedziała, że jeszcze nie pozwolą jej na imprezę takiego typu. Ale o czym nie będą wiedzieć, to nie będzie ich boleć - słowa Aurory dodawały jej odwagi i otuchy.
   Dwa lata starsza sąsiadka była poniekąd jej wzorem. Serdeczna dla przyjaciół, wredna dla reszty świata. Czerpała z życia pełnymi garściami. Radziła sobie z nieznośnym rodzeństwem i tragicznymi rodzicami. W dodatku zawsze pomagała Carine i Kennethowi.
   Oczywiście do czasu. Kenny wyjechał do Oslo a Aurora do Londynu. Z dnia na dzień przestali się do siebie odzywać.
    Nigdy nie dowiedziała się, dlaczego ich drogi się rozeszły, jednak przeczuwała, że coś niedobrego zaszło między nimi.
    Jednak dzisiejszej nocy nie będzie o tym myśleć. Siedziała w loży jednego z drogich klubów razem ze znajomymi. Alkohol już przyćmiewał jej zmysły, ale wciąż bawiła się doskonale.
    Poczuła na sobie czyjś palący wzrok. Rozejrzała się, próbując zlokalizować natrętne spojrzenie. Serce jej stanęło, kiedy w półmroku dostrzegła wpatrującego się w nią blondyna.
    Larry Insen. Znienawidzony sąsiad, nie do zniesienia starszy kolega ze szkoły. Jednak od trzech lat miała spokój, kiedy ukończył liceum i rozpoczął studia na miejscowym uniwersytecie. Jednak jego sarkastyczne spojrzenie nie wróżyło nic dobrego. Przeprosiła koleżanki tłumacząc się pójściem za potrzebą, i zdecydowanym krokiem udała się w stronę blondyna.
- Kogo my tu mamy? - Upił ze swojej szklanki łyk żółtawego trunku. - Mama wie, że tu jesteś...? - Zaśmiał się widząc jak policzki Carine nabierają iście bordowej barwy.
- Nie tłumaczę się rodzicom z wszystkiego, co robię. Nie muszą wiedzieć. - Próbowała zabrzmieć zdecydowanie. Poprawiła włosy w beztroskim geście.
- Spędziłaś za dużo czasu z moją siostrą. - Odparł wzdychając. - Ruda ma na ciebie zły wpływ.
- Aurora jest milion razy lepsza od Ciebie i reszty waszej rodzinki. - Uśmiechnęła się szeroko widząc iskierki złości w oczach blondyna.
- A wiesz, że ten aniołek przespał się z twoim braciszkiem? - Rzucił z diabelskim uśmiechem.
- Gówno prawda. - Odparła, jednak ten przybliżył się do niej kontynuując.
- Przespała się z nim, i zostawiła następnego dnia jak rasowa dziwka. - Nie mogła uwierzyć w jego słowa. Przełknęła ślinę patrząc mu w oczy.
- Masz w sobie tyle jadu... wystarczyłoby na zatrucie całej armii, ty dupku. - Odwróciła się na pięcie i planowała uciec jak najdalej od niego. Poczuła jednak uścisk jego dłoni na nadgarstku.
- Nie denerwuj się tak kochana... złość piękności szkodzi... - Próbowała się wyrwać, jednak ten nawet nie drgnął. - Ciekawe, czy państwo Gangnes będą zadowoleni, kiedy usłyszą, jak ich córeczka spędziła sobotni wieczór... - Z zamyślonym wyrazem twarzy rozglądał się po barze. W końcu rzucił jej spojrzenie, które mówiło "I tak nie wygrasz".
- Nienawidzę cię... - Oddychała szybko przez zaciśnięte usta. Posyłała mu mordercze spojrzenia, jednak ten uśmiechał się, zadowolony z siebie.
- Może dam ci szansę dzisiaj... - Wypuścił jej nadgarstek opierając się o barową ladę.
- O co ci chodzi?
- Te laski na parkiecie nie umieją w ogóle tańczyć... - Bawił się szklanką, udając naprawdę zasmuconego. - Może poprosiłabyś mnie o jeden czy dwa tańce. Mnie poprawiłabyś humor, sobie uratowała dupę. - Wzruszył ramionami nie patrząc na dziewczynę.
Ze złości czuła drganie powieki. Złością tłumaczyła również drżące ręce, kiedy sięgała do jego dłoni. Bezceremonialnie, praktycznie siłą ściągnęła go z wysokiego krzesła barowego i udała się w stronę ciemnego końca parkietu, modląc się, by jej dłuższej nieobecności nie dostrzegli znajomi czekający w loży.
- Kochanie... tak bez gry wstępnej? - Usłyszała jego głos przy uchu, kiedy zatrzymali się i powoli zaczęła się kołysać.
- Zamknij się... - Odparła czując jak przyciąga ją bliżej siebie. - Po prostu zamknij się...

   Od tej soboty spotykali się coraz częściej. Najpierw przelotnie, przy okazji prowadząc słowne bijatyki. Jednak wkrótce znaleźli nić porozumienia. A z upływem czasu nawet więcej.
   Uwaga najbliższego otoczenia nie była im na rękę, więc swoją burzliwą relację ukrywali przed światem. Była ona czymś wyjątkowym i prawdziwym.

   Jednak coś poszło tragicznie nie tak. Dowiedziała się, że jest w ciąży. Przerażenie sparaliżowało ją całkowicie. Miała jednak nadzieję, że Larry będzie przy niej i wesprze ją w trudnym momencie jej życia... ich życia.
   Bardzo się myliła. Chłopak przestraszył się jeszcze bardziej niż ona sama. Uciekł od niej bez słowa trafiając do najbliższego baru. Schlał się na umór i nieprzytomny opowiedział rodzicom o całej sprawie.
   Oni oczywiście nie mogli pozostać obojętni. Już następnego dnia zaprosili dziewczynę do siebie. Larry'ego nie było w pobliżu. Przed dwójką potężnych ludzi Carine całkowicie przygasła, pozbawiona jakiegokolwiek wsparcia. Państwo Insen uśmiechali się do niej serdecznie, dodawali jej otuchy gładząc po ramieniu, równocześnie sugerując aborcję.
   Dziewczyna spodziewała się takiej zagrywki z ich strony, jednak nie przemyślała żadnej konkretnej linii obrony. Był to z jej strony duży błąd. Chciała bronić życia swojego dziecka. Impuls popchnął ją do wstania z wielkiej, białej sofy i pobiegła przez jeszcze większy przestronny salon, ku ogromnym, dwuskrzydłowym drzwiom. Ta rodzina była przeżarta złem. Larry również. Zostawił ją, kiedy najbardziej go potrzebowała. Łzy popłynęły w dół jej policzków, ale wytarła je szybko.
   Nawet nie usłyszała, że ktoś ją goni. Jednak kiedy drżącą dłonią już dotykała klamki, ręka Roberta Insena gwałtownie dotarła do jej ramienia zatrzymując ją w miejscu.
   Głowa rodziny wyciągnęła swoje największe działa. Miał w rękawie asa w postaci jej brata. Był jego sponsorem i mógł w każdej chwili mógł zrujnować Kennetha. Szczególnie teraz, kiedy Kenny był po kolejnej kontuzji zupełnie bez formy.
   Miała kilka dni na podjęcie decyzji. Widywała brata pełnego optymizmu, trenującego wręcz ponad swoje siły. Nie mogła pozwolić, by jego marzenia pękły jak bańka mydlana... przez nią.
   Na zabieg udała się wyprana z uczuć i emocji. Kilka tygodni później nadal towarzyszyło jej obrzydzenie do siebie i swojego ciała. Wypełniła się autodestrukcyjną nienawiścią do samej siebie. Wstając z łóżka każdego dnia nakładała na siebie maskę. Jednak coraz częściej marzyła o zakończeniu swoich cierpień.
   Gdyby choć Larry dał jej jakiś znak... Może zapamiętałaby go inaczej, niż przez pryzmat jego pogardliwego, zszokowanego spojrzenia, kiedy powiedziała mu, że jest w ciąży.
   Gdyby Aurora odebrała choć jeden telefon od niej...
   Gdyby Kenny miał czas porozmawiać z nią poważnie...
   Gdyby miała odwagę wyznać swoje grzechy...
   Gdyby tylko poprosiła o pomoc...
Może nie skończyłaby ze sobą w nocy z trzeciego na czwartego września w roku 2014.


  Aurora

  Za oknem znów dogasał dzień. W ciągu ostatnich dni obserwowałam, jak w każdy wieczór słońce schodzi ze sceny, zostawiając po sobie mrok. Słaby blask latarni wpadającej przez okno był jedynym źródłem świata w ciemnym pokoju.
   Wciąż miałam w pamięci zszokowane spojrzenie Kennetha, kiedy opowiadałam mu wszystko co wiedziałam o Carine. Widziałam, jak zaciska pięści, a jego oczy wyrażają czystą furię. Na początku bez przerwy przerywał mi, nie mogąc przyjąć do wiadomości prawdy. Nawet nie wiem ile razy przepraszałam go, kiedy udawaliśmy się na parking, albo jechaliśmy z powrotem do domów. Przez cały czas nie odezwał się do mnie słowem.
   Zrozumiałam, że go straciłam, kiedy ledwo wygramoliłam się z jego samochodu, a zamykając drzwi usłyszałam pisk opon kiedy odjeżdżał na podjazd do swojego domu.
   Nie mogłam go winić. Pewnie na jego miejscu zareagowałabym jeszcze gorzej. Ale widząc jego nienawistne spojrzenia na sobie, czułam jak moje serce do tej pory zmiażdżone i poturbowane - roztrzaskuje się na milion kawałeczków.
   O śmierci Carine dowiedziałam się od Siri kilka dni po jej pogrzebie. Przez kilka tygodni przebywałam na niezapomnianej wycieczce w Australii odcięta od reszty świata. Kiedy po powrocie do Londynu zobaczyłam kilkanaście wiadomości głosowych od siostry Gangnesa, rodziców i nawet Larry'ego byłam w szoku.
    Może gdybym zabrała ze sobą telefon i nie byłabym tak wielką egoistką, zdołałabym pomóc Carine i nie doszłoby do tej tragedii. Obwiniałam się przez dłuższy czas.
    Larry'ego rodzice wysłali na uniwersytet do Oslo i postarali się, by sprawa nie wyszła na jaw. Opłacony patolog nie zauważył śladów dokonanej aborcji. Za przyczynę zgonu podał przedawkowanie silnych substancji psychotropowych, co było poniekąd prawdą. Jednak nieliczni wiedzieli, że do upadku Carine doprowadziła ją moja rodzina.
    Patrząc na rozsypane po łóżku białe pastylki, zastanawiałam się ile wzięła Carine, by odebrać sobie życie. Na podłodze stała opróżniona do prawie połowy butelka Balblair 1965. Kupiłam ją w innym życiu za ponad tysiąc funtów w Londynie. Miała być prezentem urodzinowym dla Erika - konesera whiskey. Ale skoro nie będzie już okazji do ich świętowania, nie widziałam powodu, by otworzyć ją teraz - w końcu nie miałam czym popić cudotwórczych pastylek.
   Teraz, znów po części otępiała siedziałam na podłodze opierając się o łóżko. Zaprzestałam prób wstania z miejsca, czując karuzelę, kiedy podnosiłam głowę.
   Przygryzłam wargi próbując doliczyć się wszystkich pastylek, które leżały do tej pory schowane w szufladzie. Dużo ich było, więc dwoiły i troiły mi się przed oczyma. Kilka z nich połknęłam. Chyba za dużo, skoro czułam niezwykle silne przyciąganie snu. Za wszelką cenę z nią walczyłam, próbując skupić się na liczeniu pozostałych tabletek. Jednak obraz ciągle rozmazywał mi się przed oczami, a otaczający półmrok oferował ukojenie, jeśli tylko oddam się przyjemnym objęciom Morfeusza.

   Kenneth

   Czy czuł kiedykolwiek taką furię? Nie.
   Czy kiedykolwiek pragnął zacisnąć swoje chude dłonie na czyjejś szyi i poczuć jak zabiera tym samym życie? Nie.
   Nawet nie był w stanie powiedzieć, jakim cudem przyszedł na trening. Nie przespał ani minuty. Niby jak miał spać, kiedy jego umysł analizował każde zdanie wypowiedziane przez Aurorę tej nocy?
   Jakaś jego część zawsze wiedziała, że Carine od tak nie zachorowała na depresję. Ale rewelacje spowodowały ogromny szok i ból na nowo rozdrapanych ran.
   Bał się odezwać do dziewczyny, więc zdecydował się milczeć, nie ryzykując nagłego wybuchu przy Aurorze. Czy winił ją? Bardzo chciałby powiedzieć nie. Jednak znów mała, nieznośna jego część krzyczała, że w jej żyłach płynie ta sama krew, co w reszcie jej rodziny. Za wszelką cenę próbował uciszyć ten głos.
   Prawda jest taka, że dwa lata temu zawiedli wszyscy. Mógł zrzucić z siebie ciężar odpowiedzialności za śmierć siostrzyczki, jednak nigdy tego nie zrobi. Wiedział, że Insenowie wyrządzili największą szkodę Carine. Wiedział, że zasługują na wszelkie piekielne tortury. Pragnął również dostać w swoje ręce Larry'ego. Jednak miał świadomość tego, że niczego to nie zmieni.
   Jego matka do końca życia nosić będzie czarne ubrania, a on do końca życia nie pozbędzie się uczucia przygniatającego ciężaru na sumieniu.
   Wypił drugą kawę, kiedy dostrzegł, że z domu obok wyjeżdża czarne BMW. Oznaczało to, że w domu został tylko Rudzielec i ewentualnie pokojówka. Chciał tylko przeprosić ją za swoje zachowanie. Poniekąd chciała dobrze, wyjawiając mu prawdę. Nie był jednak pewien swojej reakcji, kiedy wpadłby na Brigett albo Roberta, więc pragnął uniknąć konfrontacji.
   Zarzucił na siebie płaszcz i wyszedł z domu. Z salonu nie widział światła z jej pokoju, ale miał nadzieję, że jeszcze nie śpi.
    Drzwi otworzyła mu młoda, bardzo ładna dziewczyna.
- Tak? - Zapytała lustrując go wzrokiem.
- Dobry wieczór, ja do Aurory... - Powiedział stąpając z nogi na nogę. Pokojówka przekrzywiła głowę, jednak odsunęła się, przepuszczając go w drzwiach.
- Wchodź, ale nie wiem czy coś zdziałasz... cały dzień nie wychodzi z pokoju... - Powiedziała odbierając od niego płaszcz.
- Okej... - Poczuł pierwsze ukłucie niepokoju. Szybkim krokiem udał się w stronę schodów na piętro, a później wręcz pobiegł do drzwi jej pokoju. Nie był w tym domu od ponad czterech lat, jednak wciąż znał go na pamięć. Zapukał do białych drzwi nasłuchując odpowiedzi. Jednak nie doczekał się ani słowa, więc zapukał jeszcze raz, tym razem dwa razy mocniej.
- Aurora? Otwórz, proszę... - Jego serce zaczęło bić mocno i głośno, kiedy nie usłyszał żadnego poruszenia. Czuł, że nic nie jest w porządku. Zaciskając wargi nacisnął klamkę. Był lekko zdziwiony kiedy ustąpiła, więc otworzył drzwi.
   Powitała go ciemność. Po omacku szukał włącznika światła.
- Aurora... - Szepnął cicho. Miał nadzieję, że śpi. Jednak szybko opuściła go ta myśl, kiedy zobaczył zarys sylwetki leżącej na podłodze.
    Jego serce stanęło, kiedy włączył światło.
Aurora leżała na wznak na podłodze. Poplątane włosy częściowo zakrywały jej twarz. Jedna ręka spoczywała bezwładnie obok mocno opróżnionej butelki ze złocistą cieczą. Jednak to widok rozsypanych na podłodze i łózku białych tabletek zamroził mu krew w żyłach.
- Aurora! - Z sercem w gardle i na miękkich nogach podbiegł do dziewczyny.
 
~~~~

Witam w 5 rozdziale :3
Podczas jego pisania cały czas miałam wrażenie, że czegoś tu brakuje, albo o czymś zapomniałam... nie wiem czy też tak czasem macie o.O
Dziękuję za miłe słowa pod poprzednimi rozdziałami! Dają naprawdę mocnego kopa :)
Dodałam nowe szablony na obydwa opowiadania, mam nadzieję, że się podobają :)
Narobiłam sobie trochę zaległości u Was o.O ale byłam w piątek na nowym Kapitanie i praktycznie przeżywałam to cały tydzień... (a właściwie nadal przeżywam...). Naprawdę świetny film! #TeamCap #TeamBucky :D
Niedługo pojawi się rozdzialik u Michiego :)
Dajcie znać, czy dobrze zrobiłam pisząc o Carine. Nie chciałam bardzo abstrahować, bo ważniejsi są Kenny i Aurora, ale ta historia od początku chodziła mi po głowie i chciałam ją napisać :)
Dobra kończę :P Jak zwykle, proszę o opinie. Anonimowe komentarze również będą bardzo cenne :)
Jeszcze jedno... albo ja coś robię nie tak, albo blogger szwankuje - moje posty na blogach nie aktualizują się od razu na listach czytelniczych... ktoś coś...?
Buziaki :*

P.S
To uczucie, kiedy nagle dowalają ci dodatkowe godziny do i tak wypełnionego grafiku...





12 komentarzy:

  1. Ojejkujejku. Cudowne!
    Niczego nie brakuje, jest świetnie! I osobiście podoba mi się ten wątek z siostrą Kennetha.
    Jak mogłaś przerwać w takim momencie?????? Ale będzie dobrze, prawda?
    Nie dziwię się jego reakcji, chociaż fakt, że z boku mogło to wyglądać inaczej i Aurora mogła to w ten sposób odebrać. Ale żeby aż tak drastycznych środków używać... Biedna dziewczyna. Jej psychika teraz jest w kawałeczkach.
    Co do tortur na jej rodzince to jak najbardziej popieram. Banda bogatych śmieci. Ale to, że ta krew płynie w jej żyłach, nie czyni jej jeszcze takiej samej jak oni.
    Mimo że smutny ten rozdział, to i tak idealny początek (kiepsko zapowiadającego się) dnia i tygodnia.
    A teraz tak zbaczając z tematu - też byłam na Kapitanie! Właściwie na maratonie, bo to moje pierwsze zetknięcie z tym filmem (wiem, sama zastanawiam się, jak mogłam być tak głupia i nie chcieć wcześniej tego oglądać). Nie mogę wyrzucić tego sobie z głowy i przestać przeżywać :D #TeamBucky
    Dobra, nieważne, bo chyba naprawdę zachowuje się jak fangirlująca nastolatka xD
    Z niecierpliwością wyczekuję nowości tu i u Michiego. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo, bardzo dobrze zrobiłaś, że dodałaś ten fragment o Carine :-) Może nie ona jest tutaj najważniejsza, ale jej historia ma znaczenie, zwłaszcza w zestawieniu z tym, co właśnie zrobiła Aurora. To straszne! To tak jak Craine, gdyby poprosiła kogoś o pomoc, o rozmowę... Przecież Kenneth był tuż obok i oferował siebie, ale ona wybrała inaczej... Nie powiem, że nie miała zupełnie powodów, nawet takich zewnętrznych, bo o co działo się w jej wnętrzu, jeszcze potęgowało niechęć do życia. Tylko czy to jest rozwiązanie? Cóż, pewnie tak, jeśli ktoś ma już dość wszystkiego, ale jednak kiedy wybiera się życie, zawsze jest jakaś szansa na zmianę...
    Nawet nie wyobrażam sobie, co musiało się dziać z Kennethem po znalezieniu Aurory. Kolejna bardzo ważna osoba w jego życiu zdecydowała się na tak drastyczny krok. Ale Aurorę przecież muszą uratować!
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zrobiłaś mega dobrze, że dodałam wytłumaczenie co się stało z Carine. Może i nie jest to najważniejsze, ale jednak pozwala lepiej zrozumieć wyrzuty sumienia Aurory i zachowanie Kennetha. i trochę rozjaśnia obraz przeszłości ;)
    trochę straszne, że dziewczyna nie odważyła się o tym powiedzieć nikomu. sama przeżywała to cierpienie i codziennie musiała funkcjonować z wyrzutami sumienia, które w końcu ją pokonały i doprowadziły do jej samobójstwa ;(

    nie chcę wiedzieć jakie emocje musiały zawładnąć Kennym, kiedy znalazł swoją starą przyjaciółkę... pewnie przed oczami stanęła mu sytuacja z Cariną (czy ja to dobrze odmieniłam?!)
    Aurorę uratują, prawda? bo jak zwykle urywasz w najmniej oczekiwanym momencie xD
    czekam na kolejny!
    Buziole! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem!
    Po pierwsze, śliczne tło, nagłówek jest naprawdę ładny. Po drugie, świetny rozdział ^^
    Bardzo podoba mi się wątek Carine, takie fragmenty też są potrzebne w historiach. Mała odskocznia od głównych bohaterów, dzięki której możemy poznać też tych i trochę mniej ważnych, pomaga w zrozumieniu pewnych spraw :)
    Jejciu, nawet nie chcę wiedzieć, nie umiem sobie wyobrazić, co musiał czuć Kenneth, co musiało się z nim dziać po odnalezieniu Aurory. Okropne...
    Ale uratują ją? Dlaczego kurczaczki przerwałaś w takim momencie??? Tak się nie robi koleżanko :D
    Czekam!
    Buziaki :**
    PS. Odnośnie twojego dopisku pod linkiem u mnie... może pojawi się coś troszkę wcześniej niż tego 22 maja :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejo! ;*
    Jaki ładny szablon! *0*
    Masakra. Przecież to tak ciężka próba dla Kennetha... Próba życia, prawdę mówiąc. Przecież np. ja bym sfiksowała na jego miejscu. xD Najgorsza jest ta niepewność... Bo co się teraz stanie?! ;o

    P.S.: Zapraszam do siebie na piątkę! ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana bardzo mi się podoba, jak piszesz w trzeciej osobie :) szczególnie jej wprowadzenie w historii Carine było bardzo trafne. Duży plus :)
    Co do samej fabuły, jak zwykle niezawodna. Tak jak myślałam, siostra Kennetha odbiła się na psychice naszych bohaterów i myślę, że jeszcze nie raz jej wspomnienie będzie ich popychać do takich, a nie innych zachowań.
    Bardzo dobrze się czytało ten rozdział (jedyne co, to kilka razy trafiłam na powtórzenia, ale to na tyle drobny błąd, że wgl się nie przejmuj).
    Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  7. jezusiku, miałam ciary, czytając losy Cariny... jak można być...jak można być tak bez serca, sugerując aborcję? szantażując? NO JAK? popłakałam się...prawie. uh ;-;
    jezu, co Ty tam wyprawiasz? O.O Ty to chyba chcesz wszystkich pozabijać...haha :< XD
    naprawdę, te ciary rosły i rosły...
    Aurora? Coś Ty dziewucho chciała zrobić? Jeszcze i poczucie winy związane z Twoją osobą będzie ciążyło na Kennym, jeśliz tego nie wyjdziesz...
    czekam na kolejny z niecierpliwością!!♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć :D
    MISTRZ <3 Cudowny rozdział!
    Zszokowała mnie historia Cariny :( Biedna dziewczyna... Ja nie wiem jak bym się mogła pozbierać po czymś takim. Zrobiła do dla ukochanego brata... Ja pierdziele. Insenowie są najobrzydliwszymi osobami o jakich czytałam. Oczywiście pomijając Aurorę.
    Mam nadzieję, że Kenny zdążył na czas. Że nie jest za późno i ona żyje.
    To co się wydarzyło z Cariną wstrząsnęło nimi wszystkimi, ale teraz już nic nie mogą z tym zrobić.
    Czekam niecierpliwie na kolejny :D
    Buziaki ;*
    P.S. Piękny szablon <3

    OdpowiedzUsuń
  9. jak można urwać w TAKIM momencie? :o
    nawet nie wiesz jak bardzo teraz potrzebuję kolejnego rozdziału.
    historia Cariny była... och, przerażająca.
    Ale... ale co z Aurorą? Uratuj ją ♥
    czekam na kolejny i strasznie przepraszam, że jestem dopiero teraz
    buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem!
    Trochę późno, ale mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Szkoła pochłania większość mojego czasu, a w dodatku teraz muszę się przygotowywać do wyjazdu, więc jest go jeszcze mniej.
    Rozdział jest FENOMENALNY!Kocham to opowiadanie. Ten klimat... Aww... Uwielbiam! ❤
    Ten pomysł z przedstawieniem historii Cariny był bardzo dobry. Dzięki temu można poznać, co takiego się naprawdę wydarzyło. Ogólnie to ten fragment był mega smutny i tragiczny. ;c
    Rozumiem Kennetha. Pewnie każdy zachował by się w podobny sposób po takich informacjach.
    Biedna Aurora. Mam nadzieję, że nic jej nie będzie. Ona i tak już wystarczająco wycierpiała.
    Czekam na kolejny i weny życzę.
    Ściskam. ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Nowy wygląd bloga jest świetny!
    Chapeau bas za pierwszą część rozdziału. Świetnie opisałaś historię Cariny, która swoją drogą była straszna!Jestem wstrząśnięta, tym co się stało.
    Uwielbiam Cię, ale mam ochotę Cię zabić za końcówkę. Ej, jak mogłaś? Nie mogę sobie wyobrazić, co czuła Aurora, że posunęła się do czegoś takiego. Za dużo ma na swoich barkach.
    Kenneth...Bogu dzięki, że ją znalazł!
    Oby jej się nic nie stało!

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem :)
    No Kochana, jak zawsze rozdział ogromnie mi się podoba! Nie wiem, jak to robisz ^^
    Ugh historia Cariny bardzo interesująca, ogromnie!
    Nawet nie wyobrażałam sobie takich szczegółów.
    Szkoda mi Kennetha....
    To wszystko musiało spaść na niego, jak kubeł lodowatej wody.
    Ma u mnie dużego plusa, że pomimo tego chciał znów pojechać do Aurory.
    Właśnie! Co z nią będzie dalej?
    Mam nadzieję, że nie przyszedł za późno i da się ją uratować, musi tak być, nie widzę innej opcji!
    Jak zawsze czekam z niecierpliwością na kolejny!
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń