"So much to tell you
And most of all - goodbye
But I know that you can't hear me anymore"
Aurora
Znalazłam się w bardzo ciemnym i zimnym miejscu. Nie czułam swojego ciała. Dryfowałam w nicości nie mogąc przypomnieć sobie, dlaczego właściwie tu jestem. Jeśli umarłam, to czy na zawsze pozostanę taką bezcielesną istotą, skazaną na przebywanie ze samą sobą? Jeśli tak, to znalazłam się w odmętach piekła.
Wiedziałam, że nie czekało mnie żadne niebo. Po pierwsze, chyba w nie nie wierzyłam, po drugie na pewno nie zasłużyłam. Bo prawda jest taka, że nie byłam dobrym człowiekiem. Wychowano mnie, dając za dużo swobody. Nauczyłam się brać co mi się podoba, mając gdzieś konsekwencje. Traktowałam większość ludzi chłodno. Oceniałam po wyglądzie. Robiłam na złość matce, która uważała, że jej rola kończy się na urodzeniu i utrzymywaniu mnie. Ale i tak miałam szczęście, że byłam najmłodsza. Dwóch starszych braci i siostra musiały spełniać swoje role idealnych dzieci i dziedziców fortuny. Ale oczywiście ktoś musiał być czarną owcą. Do tej roli miałam naturalny talent.
Moje szczególne zdolności kończyły się na tańcu i śpiewaniu. Ale matka zagroziła wydziedziczeniem, jeśli nie pójdę na studia, więc oczywiście się na nie udałam. Wszystkim wyszło na dobre, że w Anglii dostałam się na psychologię reklamy i biznesu. Rodzice mieli mnie z głowy, a ja mogłam zapisać się do grupy tanecznej i rozwijać pasję bez ich wiedzy. Wspomniałam że byłam egoistką? Wkrótce zwykłe zajęcia przestały mi wystarczać. Chciałam połączyć przyjemne z pożytecznym, więc z czasem zaczęłam zarabiać na tańcu. Występy w teledyskach, reklamach - przynosiły zarobek, więc kiedy rodzice dowiedzieliby się, co wyprawia ich córeczka, nie mogliby mnie szantażować odcięciem od pieniędzy. Dumna z siebie przerwałam studia, czując się jak najsprytniejsza kobieta pod słońcem.
Matka wymusiła mój powrót do Lillehammer. Z jej kontaktami, mogła łatwo uczynić mnie bezrobotną i znów zdaną na jej łaskę. Poszłyśmy więc na kompromis. Ja będę przykładną córką, wypełniającą swoją rolę w idealnej rodzinie, kiedy nasza firma wchodziła na rynek międzynarodowy. Ona za jakiś czas miała mnie spuścić z łańcucha, i wszyscy żyliby długo i szczęśliwie.
Jednak chyba los miał inny plan.
Bo niby jakim cudem się tu znalazłam?
*
- Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Najbliższe dni będą decydujące. Nie wiadomo też, jakie szkody wyrządził obrzęk mózgu. - Usłyszałam miły, męski głos jak przez mgłę. O kim on mówi?
- A co z jej nogą? - Ten głos znałam. Mocny, nie znoszący sprzeciwu... ale nie mogłam przypomnieć sobie do kogo należy.
- Udało nam się zrekonstruować jej kolano, jednak będę mógł powiedzieć więcej jeśli się obudzi... - Znów miły głos.
- Jeśli się obudzi?! - Czyli rozmawiały co najmniej trzy osoby. Chciałam ich zapytać o kim mówią, ale nie wiedziałam jak. Krzyczałam w myślach na swoją bezradność. Jednak po chwili odpłynęłam znów w zimne, ciemne miejsce. Nigdy w życiu nie byłam tak przerażona.
Kenneth
Kenneth Gangnes nie lubił września. Ten miesiąc też raczej za nim nie przepadał. Na przestrzeni kilku lat los atakował go przykrymi wydarzeniami. Pierwszy poważny upadek na skoczni, w wyniku którego musiał pauzować kilka miesięcy, rozstanie z narzeczoną, czy zamknięte drzwi do kadry A na zimowy sezon Pucharu Świata. Jednak dwa lata temu przeżył największą tragedię. Jego młodsza siostrzyczka Carine odebrała sobie życie. Nie było nikogo, kto mógłby ją powstrzymać. Kenneth winę za jej śmierć przypisywał na swoje konto.
Jej ciało z listem pożegnalnym znaleziono dokładnie dwa lata temu, w ich rodzinnym domu w Lillehammer. Oczywiście on sam nie był na miejscu, zajęty przygotowaniami do nowego sezonu. Nikt nie dostrzegł, że nastoletnia Carine zmaga się z depresją, a ona sama nigdy nie zawołała o pomoc.
- Tęsknię za tobą siostrzyczko. - Choć wiedział, że jego słów słucha tylko cisza, czuł obecność zmarłej siostry. Po prostu wiedział, że w tym momencie była z nim. - Ten sezon będzie dobry, czuję to... Szkoda, że nie będzie Ciebie, by machać flagą pod skocznią. - Pusty wzrok wlepiał na mały nagrobek, na którym wyryty był napis:
"Carine Gangnes
1996-2014"
Taka gwałtowna i niepotrzebna śmierć. Kenneth zacisnął usta. Ból, jaki odczuwał po jej stracie nie zmalał ani odrobinę. Czas pozwolił mu jedynie do niego przywyknąć.
- Obiecuję, że odwiedzę cię jeszcze przed wyjazdem. Trzymaj za mnie kciuki tam na górze. - Wstał z małej ławeczki. Duży cmentarz był praktycznie pusty. Wieczór rozświetlały jedynie płomyczki świeczek i lampy ustawione przy głównym chodniku. Jednak w drodze do samochodu nie zatrzymał się, żeby podziwiać widok. Nie mógł znieść cmentarnej ciszy, więc włączył radio na pierwszej lepszej stacji i ruszył z miejsca.
- Mamy nowe informacje w sprawie wypadku sprzed dwóch dni. Kobieta, która kierowała Hondą była pod wpływem alkoholu. To ona była sprawczynią tragedii, w której zginęła ona i czworo młodych ludzi. Przypomnijmy, że Aurora Insen nadal walczy o życie, a lekarze określają jej stan nadal jako krytyczny...
Gwałtownie wcisnął hamulec, gdyż nie zauważył, że zbliża się do skrętu, a z obecną prędkością nie miałby najmniejszych szans zmieścić się w wąskim zakręcie.
Aurora... kilka razy już obiło się o jego uszy nazwisko jego dawnej sąsiadki - w radiu, czy na portalach internetowych. Była czarną owcą wpływowej rodziny, więc zwracano uwagę na jej poczynania. W sieci zamieszczano zdjęcia z imprez, zwłaszcza kiedy była jeszcze nieletnia. Kenneth nawet pamiętał, kiedy sam kilka razy zgodził się ją kryć przed rodzicami. Dobrze się dogadywali, niestety kiedy wyprowadził się z domu, ich kontakt naturalnie się urwał. Słysząc teraz niepokojące wieści o Aurorze poczuł ukłucie w sercu. Miał nadzieję, że dziewczyna przeżyje i dojdzie do siebie.
Aktualnie przebywał w rodzinnym domu, więc przejeżdżając ulicą zwolnił obok domu Insenów, gdzie przed bramą oczekiwało kilku paparazzi. Pokręcił głową wymijając ich. Nigdy nie zrozumie zachowania niektórych dziennikarzy, którzy jak sępy wykorzystywali ludzkie tragedie.
Wiedział, że i tym razem wrzesień nie może przejść obok niego obojętnie.
Aurora
Usłyszałam rytmiczne pikanie. Uczepiłam się tego dźwięku całą swoją mentalną siłą. Nie mogłam wrócić do tego bezkształtnego świata. Z czasem oprócz pikania poczułam ciepło na twarzy, które z każdą sekundą było bardziej odczuwalne. Wkrótce przyjemne uczucie zastąpiło pieczenie. Próbowałam podnieść rękę do policzka, jednak nie zdołałam poruszyć mięśniem. Za to zauważyłam, że każdy oddech przynosi mi falę cierpienia. Ból promieniował na każdą część mojego ciała. Powoli zdołałam otworzyć oczy. Ale sekundę później tego żałowałam. Znajdowałam się w szpitalu. Jednak nie przeraził mnie widok owiniętej w gips nogi, zabandażowanych rąk, czy świadomość miliona kabelków łączących moje ciało z pikającymi urządzeniami. Przeraziła mnie myśl, dlaczego się tu znalazłam.
Nie potrafiłam znaleźć siły by się poruszyć, choć próbowałam. Czułam narastającą panikę. Czy gdybym była sparaliżowana, odczuwałabym taki ból?
Urządzenie, które mnie obudziło, zaczęło działać jeszcze głośniej.
- Aurora? Dzięki Bogu! - Nagle w zasięgu mojego wzroku pojawił się Andre, mój najstarszy brat. Uczucie ulgi na jego twarzy zastąpiła panika, kiedy zobaczył mój przerażony wyraz twarzy. - Jest tu jakiś lekarz do jasnej cholery?! - Jego krzyk jeszcze długo odbijał się echem w mojej obolałej czaszce. - Leż spokojnie, nie ruszaj się. - Taa, nie ma sprawy.
Po chwili na salę wpadł czerwony na twarzy lekarz. Zaczął zadawać szereg pytań ale zdołałam tylko lekko pokiwać albo pokręcić głową. Poświecił mi po oczach, sprawdził wskaźniki na urządzeniu. Odetchnął i zdjął z nosa grube okulary.
- Pani Insen, tydzień temu miała pani poważny wypadek. Oprócz ciężkiego wstrząśnienia mózgu, ma pani wybity lewy bark, połamane żebra, roztrzaskane prawo kolano i kość udową oraz szereg rozcięć na całym ciele. Miała pani również pękniętą śledzionę... - Mówił, jakby opisywał trupa w kostnicy. - Ma pani olbrzymie szczęście, że udało się pani przeżyć. - Andre delikatnie położył swoją dłoń na mojej. Zebrałam w sobie wszystkie siły. Musiałam wiedzieć... chociaż właściwie w głębi serca już wiedziałam.
- Co... z... ? - Z moich ust wydobył się jedynie charkot. Lekarz i brat spojrzeli na siebie zdenerwowanym wzrokiem.
- Przykro mi, tylko pani udało się przeżyć ten wypadek. - Odpowiedział lekarz unikając ze mną kontaktu wzrokowego.
Poczułam się, jakby właśnie uderzyła we mnie wielka fala tsunami. Gardło miałam ściśnięte, oczy zachodziły piekącymi łzami, które jednak nie miały ochoty popłynąć. Zapomniałam jak się oddycha. Słyszałam jakby z oddali poddenerwowane głosy mojego brata i lekarza. Nie chciałam ich tu. Nie chciałam nikogo.
- Wyjdźcie...- Mój głos był przeraźliwie cichy, ale zdołałam zwrócić na siebie ich uwagę. - Chcę zostać sama.
Andre wyglądał, jakby miał ochotę protestować, jednak lekarz stanowczo powstrzymał go.
- Pacjentka musi odpocząć, niedługo wykonamy szereg badań, dlatego zostawmy teraz panią Insen samą. - Odwróciłam się twarzą w kierunku okna. Kątem oka dostrzegłam, jak oboje wychodzą z sali.
Czułam jak moje serce bije ciężko, jak gdyby pompowało smołę, nie krew. Przepełniał mnie ogromny żal i smutek.
Niewiele było osób, które coś dla mnie znaczyły. Ludzie przewijali się przez moje życie, czasem mieszając w nim na chwilę. Ale kiedy znikali, z miejsca zapominałam ich imiona. Zostawiałam przeszłość w przeszłości żyjąc teraźniejszością. Jednak miałam olbrzymie szczęście, że ktoś przebił się przez mury, którymi odgradzałam siebie od reszty świata. Byli ze mną wtedy kiedy ich potrzebowałam, a ja byłam dla nich kiedy potrzebowali mnie. Ann, Bjorn, Erik oraz Lena. Więcej niż przyjaciele... byli mi bliżsi niż własna rodzina. Z narastającym zdenerwowaniem zorientowałam się, że nigdy nie powiedziałam im, ile dla mnie znaczyli. Zginęli nie wiedząc, że kochałam ich wszystkich.
Teraz już im tego nie powiem... bo ich już nie ma.
Chyba tylko szok powodował, że nie mogłam pozwolić łzom płynąć. W tym momencie sprzedałabym duszę, by oddalić od siebie choć część bólu. Jedyne co pragnęłam, to wrócić do świata ciemnego i chłodnego, jednak pozbawionego cierpienia.
Dlaczego, Boże dlaczego nie pozwoliłeś mi z nimi umrzeć?
Tydzień później - Kenneth
Przez szpitalny korytarz szedł patrząc pod nogi, na wypolerowaną na błysk posadzkę. Gdzieniegdzie widoczne były ślady butów, ale i tak można było odnieść wrażenie, że niewiele ludzi odwiedza tą część szpitala.
Wracał prosto z pogrzebu. Idealnie dopasowany garnitur ciążył na nim, zupełnie jakby nosił metalową kolczugę. Ściskał w ręce kilka białych róż. Wiedział, że Aurora uwielbia te kwiaty. Kiedy miała kilka lat a on niewiele więcej zakradali się do ogrodu jej matki i zrywali najpiękniejsze pąki. Brigett dostawała białej gorączki, ale Aurorze świeciły się oczy, kiedy trzymała w rękach upragnioną zdobycz.
Pogrzeb był wzruszający. Cztery groby wykopane obok siebie, w północnej części cmentarza. Cztery rodziny pogrążone w głębokiej żałobie. Wiedział, jak ciężki okres przechodzą, współczuł im z całego serca.
Kiedy zatrzymał się przed salą, gdzie leżała Aurora przeżył szok. Leżała przodem do drzwi, jednak całkowicie pustym wzrokiem patrzyła w prawą stronę. Jakby jej duch zupełnie opuścił ciało. Miała zabandażowane ręce, nogę unieruchomioną w gipsie i opatrunek na prawej stronie twarzy. Ledwo ją poznawał. Jej pokój wypełniały kwiaty i kartki życzące szybkiego powrotu do zdrowia. Jednak wątpił, by była świadoma gdzie się znajduje. Biorąc głęboki oddech skierował się w stronę wejścia do sali, jednak wcześniej usłyszał krzyk za plecami.
- Chwileczkę! Tam nie wolno! - Odwrócił się, widząc biegnącą pielęgniarkę.
- Dlaczego? Nie jestem dziennikarzem. - Podniósł ręce do góry w obronnym geście. Młoda pielęgniarka uśmiechnęła się smutno.
- Rozumiem, ale pacjentka nie życzy sobie żadnych wizyt. Nawet rodzina ma problemy, żeby z nią porozmawiać. - Kenneth opuścił głowę zrezygnowany. Pielęgniarka, która była zauroczona Kennethem poprawiła włosy. - Jeśli pan chce, zaniosę te piękne róże i powiem jej że pan przyszedł kiedy zmniejszymy dawkę środków uspokajających. Teraz nawet nie poznałaby własnej matki.
Kenneth przekazał pielęgniarce kwiaty. Posłał jej smutny uśmiech.
- Dziękuję, byłbym wdzięczny. - Pielęgniarka ukryła rumieniec zbliżając twarz do kwiatów. - Wie pani, kiedy Aurora wyjdzie ze szpitala? Czy wróci do pełni zdrowia?
Pielęgniarka zmieszała się, rozglądając się nerwowo na boki.
- Nie możemy udzielać informacji o stanie zdrowia, ale... - Pielęgniarka ściszyła głos do szeptu. - Za kilka dni będą ją wypisać na domową rekonwalescencję. Przed pogrzebem byli tu jej rodzice. Rozmawiali o tym, że na tej całej rocznicy wypadku za dwa tygodnie ma być Aurora. Przy okazji mają powiadomić o fundacji charytatywnej ABEL założonej dla uczczenia pamięci tej czwórki która zginęła. Ma wspierać rodziny ofiar wypadków drogowych. Szczytny cel. - Powiedziała z podziwem w głosie. Kenneth wiedział, że rodzice Aurory chcieli przede wszystkim uświetnić swój wizerunek.
- Tak, dobra rzecz... - Westchnął siląc się na naturalny ton. - Dziękuję pani bardzo. - Uśmiechnął się do pielęgniarki. - Niech pani jej życzy ode mnie dużo zdrowia.
- Oczywiście, przekażę.
- To ja się będę zbierał, do widzenia. - Ukłonił się i skierował się do wyjścia.
- Do widzenia. - Usłyszał kiedy zbliżał się do schodów.
Nie podobała mu się cała sytuacja. Na pogrzebie widział całą rodzinę Insenów w perfekcyjnie dobranych strojach stojących w pierwszym rządku żałobników. Nikt z nich nie został z Aurorą w szpitalu. Łatwiej było naćpać ją środkami uspokajającymi i zostawić samą.
Wiedział, że nie ma szans na legalne odwiedzenie Aurory w szpitalu. Rozważał możliwość przekupienia pielęgniarki, ale nie chciał by przez niego miała jakieś kłopoty. Postanowił więc wybrać się na miesięcznicę wypadku z nadzieją że tam uda mu się porozmawiać z dziewczyną.
~~~~
Witam w pierwszym rozdziale :) Dziękuję za odzew pod prologiem :)
Wczoraj podczas edytowania 2 rozdziału (który moim zdaniem jest o niebo lepszy niż ten...) Wcisnęłam przez przypadek publikuj :D Ciekawa jestem, czy ktoś cokolwiek zdążył przeczytać, nim przywróciłam mu wersję roboczą :D
Muszę Wam powiedzieć, że próbowałam, naprawdę próbowałam pisać Kennetha w 1 osobie, ale po kilku zdaniach miałam ochotę rzucić wszystko w cholerę. Dlatego przerzuciłam się na 3 osobę i naprawdę przyjemnie mi się pisało :) Co sądzicie o Nim? Dajcie mi znać :)
Pierwszy rozdział to właściwie druga część wprowadzenia. Nie chciałam pisać długo, więc część rozdziału przeniosłam do dwójeczki, która myślę, że pojawi się w miarę szybko.
Mam nadzieję, że zostajecie ze mną i Kennym dalej :)
Pozdrawiam i życzę miłego czytania :*
Pamiętajcie, każdy komentarz, to jeden, tańczący Kenny więcej na świecie :>
Ten gif zrobił mi wieczór. Wybacz, że tak nie na temat zaczynam, ale uśmiecham się do komputera i chyba to było to, czego potrzebowałam.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny. Cholera, aż trudno sobie wyobrazić, co ona musi czuć. Ta tragedia pewnie bardzo zmieni ją i jej światopogląd.
A Kenneth... łatwo też nie miał. Tym bardziej mam nadzieję, że nie odpuści.
Czepiam się, ale czyżby w dacie śmierci była literówka...?
Pozdrawiam! :)
Aaaa tak literówka :D dzięki kochana :*
UsuńTo opowiadanie idealnie wpasowuje się w mojej klimaty. Jestem trochę dziwna, ale wolę czytać smutne, tragicznie rzeczy, niż wesołe i przesłodzone.
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział! ❤
Współczuję Aurorze(?). Nie dość, że w życiu nie miała łatwo, bo była poniekąd zostawiona sama sobie, bo rodzice mieli ją gdzieś, to teraz ta tragedia. Strata przyjaciół, ogólnie bliskich osób, jest koszmarna. ;c
A Kenny? Uwielbiam go, ale w tym opowiadaniu jeszcze nie wyrobiłam sobie o nim zdania. Ale mam nadzieję, że niedługo to się zmieni.
Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę.
Ściskam. ;x
Cieszę się, że trafiłam w Twoje klimaty :) Dziękuję za miłe słowa :*
UsuńCześć :D
OdpowiedzUsuńWspółczuję Aurorze... Dziewczyna nie miała łatwo, choć sama wybrała dla siebie tą drogę. W dupę z taką rodziną, która wszystko robi pod publiczkę i ma w dupie zdanie dzieci...
W dodatku została sama... Żeby popis na cmentarzu był ważniejszy niż posiedzenie z własnym dzieckiem.
Kenny... Miło z jego strony, że przyszedł. Choć dziewczyna, gdyby nie była nafaszerowana prochami, pewnie by go nie przyjęła. Z reguły. Ale zobaczymy co będzie dalej. Niech się chłopina nie poddaje :D
Czekam na następny :D
Buziaki :*
Pierwszy raz piszę takie drama, więc dziękuję za to, że jesteś ze mną. Buziaki :*
UsuńJestem!
OdpowiedzUsuńKochana, rozdział cudowny, naprawdę. Możesz być z siebie w pełni zadowolona ^^
Szkoda mi Aurory, nie ma dziewczyna lekko w życiu, trochę ma pod górkę ze wszystkim, strata najbliższych osób... same przeciwności losu.
Dobrze, że Kenneth do niej przyszedł, tutaj już ma duży plus, miło z jego strony.
No cóż, zobaczymy, jak ta sytuacja rozwinie się dalej i jak pokierujesz losami naszej dwójki :)
Buziaki :**
PS. Nawet nie wiesz, jak lekko wszystko się czyta, gdy w tle leci sobie piosenka Skylar *.*
Dziękuję za miłe słowa :) a piosenka Skylar natchnęła mnie do tego pomysłu, więc świetnie, że równie dobrze się przy niej czyta :)
UsuńKochana!
OdpowiedzUsuńRozdział czyta sie bardzo przyjemnie, pomimo tego, że tematy, które w nim poruszyłaś do łatwych nie należą. Świadczy to o dobrym stylu pisania ! Tak trzymaj ;)
Zainteresował mnie pewien szczegół. A mianowicie to, że juz w pierwszym rozdziale dowiadujemy sie o samobójczej śmierci siostry Kennego. Musiała mieć duży wpływ na jego psychikę i myślę, że skoro juz teraz nas o tym powiadomiłaś, to w jakiś sposób wpłynie to na jego późniejsze zachowanie. Ciekawe... :)
Jeszcze co do narracji. Ja, osobiście bardzo lubię czytać opowiadania pisane w trzeciej osobie. Dlatego myślę, że skoro tak ci podpowiadała twoja pisarska intuicja, to bardzo dobrze zrobiłaś. Czasem nie warto na siłę wchodzić w czyjąś skórę i pisać z jego perspektywy, bo czytelnik odczuje, że coś jest nie tak. U ciebie wszystko gra :D
Wrócę tutaj na pewno !
Buziaki;*
Nawet nie wiesz jak suler jest czytać takie miłe słowa od Ciebie - kocham styl w jakim piszesz "Zaginioną"! Dziękuję :*
UsuńWybacz, Kochana, że dopiero teraz, ale - szkoła. ;c Mam nadzieję, że mi wybaczysz ten poślizg. ;)
OdpowiedzUsuńCóż... rozdział sam w sobie bardzo ciekawy. ^^
W sumie... tak Ci powiem, że podziwiam Aurorę. Pomimo tak dotkliwej straty, radzi sobie ona nawet dobrze. Prawdę mówiąc, nie wiem, czy ja bym tak potrafiła... A ona? Jakoś sobie radzi, no...
Teraz czekam, co wniesie do jej życia Kenneth. Bo coś wniesie, czyż nie? ;D
Buziam. ;**
Kochana, uwierz mi, jestem wdzięczna, że w ogóle tutsj zaglądasz :)
UsuńOczywiście że Kenny coś wniesie :) ...
Aurora i czarna owieczka?..:D oh, no nieźle :D
OdpowiedzUsuńKenny i jego losy łamią moje serduszko ;-;
wowowow, Aurora i Kenny byli sąsiadami? :O
na całe szczęście udało się jej wybudzić... ale naprawdę, tak bardzo mi przykro i szkoda, że reszcie nie udało się tego pokonać...
w sumie nie tylko Aurora jest 'tą złą'. jej rodzinka wcale nie jest lepsza :p
czekam na kolejny!! :)
Od dawna miałam ochotę na jakąś czarną owieczkę ^^
UsuńZobaczymy co z tego wyjdzie :D pozdrawiam :*
Jest Kenneth, więc jestem i ja :D
OdpowiedzUsuńBiedna Aurora...nie wiem, co bym zrobiła na jej miejscu, gdybym jako jedyna przeżyła taki wypadek. I jeszcze ten ból, że nie powiedziała im, jak bardzo są dla niej ważni. Myślę, że to czuli, że wiedzieli, że są więcej niż przyjaciółmi.
To początek, ale Kennetha widzę w pozytywnych barwach. Strasznie spodobało mi się, że przyszedł do niej do szpitala. Szkoda jednak, że nie mógł wejść do jej sali...
Rozdział jest świetny, zwłaszcza perspektywa Aurory
Czekam z niecierpliwością na kolejny <3
Dużo weny :*
Cieszę się, że ci się spodobało :)
UsuńBuziaki :*
Cudowny rozdział, choć przejmująco smutny. Byłoby dobrze, gdyby Aurora wróciła do rzeczywiistości, a nie zatracała się we własnym cierpieniu.
OdpowiedzUsuńMiło, ż Kenneth się nie poddaje i nadal będzie szukał kontaktu z dziewczyną. Może on będzie w stanie do niej dotrzeć.
Mam ochtę na kolejny rozdział, ale zaraz zaczynają się ćwiczenia z literatury, więc chyba muszę zrezygnować.
Wrócę wkrótce :)